10.10.2016
Relacja z wycieczki klasy III a do Budapesztu i Wiednia
Gdy skończyła się piękna, wrześniowa pogoda, wyruszyliśmy z naszą klasą i młodszymi kolegami z III gimnazjum w podróż do jednych z najpiękniejszych europejskich stolic: Budapesztu oraz Wiednia. Już na samym początku przywitała nas piękna, deszczowa ulewa, dzięki której mieliśmy problem z zapakowaniem naszych bagaży do luków autobusowych. Nie jest to łatwe, zwłaszcza, gdy czyni się to o drugiej w nocy. Do Budapesztu dotarliśmy pięknym, umytym autokarem (padało przez całą drogę) około godziny 9 rano. Po smacznym śniadanku (wykwintne domowe kanapeczki) udaliśmy się na całodzienne zwiedzanie stolicy Węgier. Na szczęście Budapeszt przywitał nas lekkim słońcem przedzierającym się pomiędzy szarymi chmurami, które po południu i tak się na nas zemściły. Budapeszt jest piękny, a widoki rozpościerające się z zamkowego wzgórza zapierają dech w piersiach! Szkoda tylko, że częściowo przesłaniały nam je parasole zwiedzających to miejsce turystów…
Wieczorem przybyliśmy do naszego hotelu w miejscowości Senec na Słowacji, podziwiając po drodze Budapeszt a następnie Bratysławę nocą. Zresztą Bratysławę oglądaliśmy jeszcze kilkakrotnie rano i wieczorem, udając się do Wiednia i wracając na nocleg. Chyba każdy z nas na całe życie zapamiętał kształt królewskiego zamku stojącego w pozycji odwróconego stołu. Nasz hotel wprawdzie nie oferował zamkowych komnat, jednakże pokoje były czyste, z łazienkami i pięknym widokiem na Jezioro Słoneczne (szkoda, że tylko z nazwy słoneczne…).
Kolejne dwa dni poświęciliśmy na zwiedzanie Wiednia. To przepiękne miasto oferuje turystom niezwykle dużą ilość zabytków oraz muzeów. Nasz program przewidywał zwiedzanie czterech z nich, ale największe wrażenie wywarło na nas Muzeum Techniki i Muzeum Historii Naturalnej. Wiedeń to również Katedra św. Szczepana, Hotel Sacher, Hofburg i Schöbrunn, Belveder, Opera i Ring, i mnóstwo innych ciekawych miejsc i budynków, których niestety nie zobaczyliśmy, bo… padał rzęsisty deszcz, który sprawił, że musieliśmy wcześniej wracać do hotelu, żeby nie przemoknąć do suchej nitki. Z tego też powodu nie zaznaliśmy radości szybowania w przestworzach na wielkim młyńskim kole, które góruje nad wiedeńskim Praterem. Trzeba przyznać, że tylko dzięki niezjednanej postawie naszej pani pilotki, która za żadne skarby nie chciała ”odpuścić” choćby jednego „ważnego” zabytku, udało nam się zrealizować niemal w 100 % plan naszej wycieczki.
Gdy na dworze wiało i lało, w naszym hotelu zawsze czekała na nas gorąca kolacyjka a potem zajęcia w „podgrupach” w hotelowych pokojach. Nasze panie profesorki nie musiały często interweniować, gdyż byliśmy bardzo „grzeczni”, no i zaoszczędziliśmy panu dyrektorowi dużo czasu, który musiałby poświęcić na przeprowadzenie procedury skreślenia z listy uczniów… Zdrowotnie też nie było najgorzej, jednakże nasza Karolina wróciła z wycieczki z pamiątką w postaci złamania dwóch kostek w ręce. Mamy nadzieję, że zgodnie ze staropolskim powiedzeniem – do wesela się zagoi. W tym miejscu – pozdrawiamy Karolinę!
PS
A w Wiedniu nadal pada deszcz…